Jedna idea, jedna pasja, wielu ludzi...

Ponad 40 tysięcy zadowolonych klientów

ORŁY TURYSTYKI 2020 - Ocena 9.8/10 w oparciu o opinie klientów

Powrót na stronę główną biura podróży.
biuro@matteotravel.pl
Rzeszów, ul. Władysława Reymonta 12a

1. Przyjazd na Madagaskar

Plany stały się rzeczywistościa...

Księżyc prezentował się dostojnie, mimo, że był okrojony w swoich kształtach. Towarzyszył nam przez całą drogę na lotnisko do Warszawy. Był jakiś czerwony, jakby nerwowo tracił okazałość kształtów. My natomiast zmierzaliśmy na samolot, by lecieć na czerwony ląd Madagaskaru. Kilka miesięcy planów z efektem takim, że im więcej informacji praktycznych, tym bardziej obraz wielkiej podróży się zaciemniał z powodu mniejszych możliwości komunikacyjnych oraz ogromnego i rozległego terenu. Na miejscu okazało się tak, jak wychodziło z zebranych informacji. Weryfikacją tego zajął się ks. Zdzisław Grad, pochodzący z Grodziska Dolnego koło Leżajska. Od dobrych kilku lat pracuje w stolicy Madagaskaru - Antananarywie. Razem z nim ustalaliśmy  trasę, korzystając z wiedzy, której nie można wyczytać w żadnych przewodnikach, albo relacjach tych, którzy zmierzyli się z jego bezdrożami. W końcu ponad dwadzieścia lat pobytu daje swoje możliwości. Przylecieliśmy koło godz. 23:00 francuskim Air France z Paryża.

Pierwsze, co bardzo zastanowiło, to widok ludzi w samolocie, ubierających się w kurtki. My nieświadomi niczego, w krótkich rękawach, a nawet w spodenkach, nie spodziewaliśmy się takiego zimna. Wychodząc z samolotu, wszystko było jasne. Zimny wiatr i pewnie jakieś siedem stopni odebrały skojarzenia i wyobrażenia o gorącej Afryce. Z płyty lotniska pieszo do hali odpraw, gdzie ponad pół godziny trzeba się było wystać w kolejce po pieczątkę. Od jakiegoś czasu nie ma już opłacanej wizy, tylko specjalna pieczątka „gratis”, która ma ułatwić przyjazd wielu turystom z bogatych krajów. Po wszystkich formalnościach i z lekkim oddechem, że plecaki są z nami, wyszliśmy z hali, gdzie ręczny napis „SVD Polska” zwiastował, że to pewnie do nas. Trzymał go Francois, jak się okazało pomocnik ks. Zdzisława, ale i sam misjonarz stał obok. Ciemna noc nie pozwalała za wiele widzieć, którędy i jak jedziemy z lotniska. Nasz gospodarz  tłumaczył tylko, jak żyje się na Madagaskarze i na co trzeba uważać, ale także to, co jest atutem tutejszych ludzi. Jego świadectwo o otwartości Malgaszów było miłe i na pewno prawdziwe. Choć ciemno, dało się wyczuć wyboistość dróg i gdzieniegdzie przy pozostawionej latarni ulicznej dojrzeć charakterystyczne dla tej części świata drewniane sklepiki, sklecone z kilku desek jako rodzinny biznes, mający za zadanie utrzymać liczną familię.
Klimat dobrze znany nam z Afryki, czy biedniejszych krajów Azji. Refleksje te prysły w momencie, kiedy o. Zdzisław zajeżdżał pod swój dom i pokazał oświetlone bramy swoich sąsiadów. To sami dyplomaci ze świata, jak i obecny prezydent Madagaskaru. Wieczorem po ofiarowaniu przywiezionych prezentów i wymianie kilku zdań z podróży, poszliśmy spać, bo nieprzespana noc i odsiedzenie dziesięciu godzin  w samolocie dawało się mocno we znaki.